środa, 15 lipca 2015

Rozdział V. 'Czasem trzeba ukorzyć się i pokazać swoją słabość, by tym samym ujawnić potęgę i siłę.'

Spojrzałam przez mokre okno na podwórze. Mimo deszczowej pogody postanowiłam tuż po popołudniowym gaworzeniu, ubrać syna adekwatnie do pogody i wyjść na świeże powietrze. Niespełna dwadzieścia minut drogi od zajmowanego przeze mnie lokum mieściło się stare mieszkanie, a co za tym idzie również miejsce zameldowania pani Meyer. Od dawien dawna nie odwiedzałam tego pełnego wspomnień terenu i uznałam, że czas to nadrobić. Czułam się nieswojo i dość samotnie siedząc jedynie z Bastianem w wielkim domu, dlatego też nawet niesprzyjająca pogoda nie była w stanie odwieść mnie od tego pomysłu. Założyłam synowi wiosenną kurteczkę, szalik i czapkę, byleby tylko się nie przeziębił. Sama wciągnęłam na siebie cienki płaszcz i ciemne trampki. W dłoń chwyciłam niedużą torebkę z portfelem i telefonem komórkowym, natomiast do wózka zapakowałam całą wyprawkę, która towarzyszyła każdemu wyjściu. Niemal gotowa, stanęłam przed lustrem, poprawiłam gumkę trzymającą splecione włosy i opuściłam dom. Na dworze niekoniecznym okazało się rozłożenie parasola, więc włożyłam go do torby. Wdychałam do płuc wilgotne powietrze. Zapach deszczu wywoływał delikatne dreszcze i przywodził na myśl wiele wspaniałych chwil. Kroczyłam pewnie. Dużo pewniej niż kilkanaście dni wcześniej, kiedy to byłam zalękniona, z mętlikiem w głowie. Teraz miało być tylko lepiej. 

Terapia, Andi i nasza wspólna walka. Momentami bałam się, że on już tego nie chce. Przekonanie, że jestem tylko problemem wciąż tkwiło z tyłu głowy i nie chciało odpuścić. Heidi była mi bardziej obca. Bałam się. Tylko potrafiłam ukryć swoje obawy naprawdę głęboko. Kropla wylądowała na materiale wózka. Zaszłam do sklepu po bombonierkę dla byłej sąsiadki i właśnie tam przeczekałam chwilowe załamanie pogody. Nie stałam tam długo, już po kilku minutach ruszyłam w dalszą drogę.
Stanąwszy kilkanaście metrów od klatki schodowej starej kamienicy, spojrzałam w okno na wysokości trzeciego piętra. Tym razem firanka nie poruszyła się, nie dostrzegłam za nią majaczącej postaci. Oderwałam wzrok i podeszłam do domofonu, by oznajmić swoje przybycie i tym samym poprosić o wpuszczenie do środka. Nie musiałam czekać długo na otwarcie mi drzwi. Uchyliłam je i wjechałam wózkiem na klatkę, gdzie go zostawiłam. Chłopca wzięłam na ręce, natomiast po resztę niezbędnych przedmiotów postanowiłam wrócić po chwili. Pani Valerie zaproponowała mi położyć śpiącego Bastiana na jej łóżku, gdzie kontynuował sen otoczony poduszkami w ramach zapewnienia mu bezpieczeństwa. Sama zaś udałam się do kuchni, gdzie zajęłam miejsce przed talerzem z łakociami. 


- Muszę przyznać, że na wypiekach zna się pani, jak mało kto - odparłam, kosztując jedno z ciastek. Starsza pani tylko uśmiechnęła się i nalała do szklanek wrzącą wodę, by następnie zaparzyć w nich herbatę.
- Cieszę się, że w końcu odwiedziłaś mnie z twoim małym skarbem - usiadła naprzeciwko mnie, łokcie oparła na blacie stołu - Zdaję sobie sprawę, że może nie być ci łatwo, ale wierzę w ciebie i wiem, że sobie poradzisz z tym wszystkim.
Zaskoczyła mnie. Nie zwierzałam się jej ze swoich problemów. To musiał być Andi. 'To wszystko' musiało zniknąć i ja w to wierzyłam. Jednakże zachowanie ojca mojego dziecka i przyjaciółki ostatnio było jedną wielką tajemnicą. Mówiąc wprost, zazdrość przebijała przez moje myśli. Bałam się, że skoczek odejdzie, co potęgowało moje uczucie bezsilności. Powinnam była z tym walczyć, ale czy potrafiłam?
- Czując wsparcie możemy stwierdzić, że mamy wszystko. Ale wiem z autopsji, że i sama wiara w siebie to połowa sukcesu. Borykałam się z depresją, ale postanowiłam uczęszczać na terapię - wyrzuciłam z siebie szybko te kilka bolesnych słów. Nie chciałam rozwodzić się jeszcze nad kwestią swojego związku. Miałam nadzieję, że to wróci do normy wraz z powrotem Wellingera.
- Tłumienie w sobie zła prowadzi do cierpienia. Czasem trzeba ukorzyć się i pokazać swoją słabość, by tym samym ujawnić potęgę i siłę. Wiedz, dziecko, że zawsze będę po twojej stronie. Będę mentalnie z tobą w momentach kryzysu. Traktuję cię jak wnuczkę, przecież zdajesz sobie z tego sprawę. A rodzina to dla mnie priorytet.


Urosłam. Przez myśl przemknęło mi tylko jedno słowo. Latarka. 


- Złe myśli nachodzą mnie nocami. Wtedy nie chcę walczyć. Chłód ogarnia od stóp. Tylko dlaczego akurat ja cierpię? Powiem całkiem szczerze. Chciałabym, by życie przestało się ze mnie naśmiewać. Dlatego zaciskam powieki i powtarzam sobie, że muszę w końcu być szczęśliwa.
Starsza kobieta delikatnie uśmiechnęła się. Po chwili kąciki były już wyraźnie zarysowane ponad osią ust. Położyła dłoń na mojej.
- Rozpisz plan na życie. Będzie ci łatwiej. Wiedząc, na czym stoimy, mamy poczucie równowagi. To uspokaja psychicznie. Za jakiś czas przyjedziesz do mnie radosna. Taka, jaka byłaś przed kilkoma miesiącami.


Wstałam z zajmowanego miejsca, chcąc uniknąć konieczności przytaknięcia. Dobrym pretekstem stało się stwierdzenie, że Bastian chyba właśnie zaczął płakać, a zbliża się pora karmienia. Udałam się więc do sypialni pani Meyer, po drodze mijając jej kotkę noszącą wdzięczne imię Psotka. Wszędzie było jej pełno. Co jakiś czas można było dostrzec przed oczyma białą kuleczkę, niezwykle aktywną i ciągle chętną do zabawy. Zwierzę otarło się o moją nogę i poszło dalej, a ja zajęłam się synem. W tym samym czasie dało się słyszeć z pokoju gościnnego odgłos dopiero co włączonego telewizora. Spojrzałam na zegar wiszący naprzeciw mnie. Pora wiadomości, których zapewne moja była sąsiadka nie zwykła opuszczać. Położyłam nakarmionego chłopca na ramieniu, nie chcąc doprowadzić do zakrztuszenia czy nawet uduszenia, i dołączyłam do pani Valerie. Pierwsze dwa newsy dotyczyły polityki, roszad na dość wysokich stanowiskach i uchwalenia pewnej z ustaw. Kolejna mówiła o trudnej sytuacji w pewnej niemieckiej rodzinie. Następne informowały o targach książki w Berlinie, wystawie współczesnych dzieł sztuki w jednym z monachijskich muzeów i strajku jednej z grup zawodowych. Potem na ekranie pojawiła się mapa pogody, a wysoka brunetka w krótkiej sukience oznajmiła, że od jutra ma nadejść okres wyższych temperatur i mniejszej wilgotności. Na samym końcu pokazano studio, w którym siedział blondwłosy mężczyzna w garniturze, a na pasku informacyjnym widniał, chyba wyczekiwany przeze mnie, wyraz 'Sport'. Kilka słów o biathlonistach, biegaczach i biegaczkach narciarskich, trochę o snowboardzie. Dziennikarz wspomniał też o piłce nożnej. Na sam koniec zostawił wiadomości ze świata skoków narciarskich, który to powoli zamykał historię bieżącego sezonu. Dowiedziałam się, że którąś z serii treningowych wygrał Peter Prevc. Kolejne słowa, które wypłynęły z ust mężczyzny zajmującego się newsami ze świata sportu zmroziły mnie. Usiadłam na krańcu kanapy i wpatrywałam się w telewizor, jakby chcąc przez to wydobyć jak najwięcej szczegółów dotyczących relacjonowanego wydarzenia. Bastian główkę położył na moim ramieniu. Dłonią głaskałam go po niej. Nie mogłam dać po sobie znać tego, co przeżywałam w środku. Zwłaszcza, kiedy maleństwo było tak blisko mnie. Spojrzałam na panią Meyer. Była równie przerażona jak ja. Kiwała jedynie przecząco głową, nie chcą uwierzyć w to, co właśnie miało miejsce. I mnie było trudno przyjąć to do wiadomości. To nie mogła być prawda.



Ból biegnący od serca przez całe ciało. Ukłucie. Kilka ukłuć. Mrowienie w każdej komórce. Strach, paraliżujący. Nie kontrolowałam swoich poczynań. Krążyłam od okna do drzwi, aż w końcu zatrzymałam się gwałtownie i usiadłam na podłodze. Nogi przyciągnęłam do tułowia. Czoło oparłam o kolana. Na dżinsowym materiale spodni pojawiło się kilka plam. Były dowodem bezsilności. Bastian zaczął głośno płakać, jakby był świadom tego, co zdarzyło się przed kilkoma godzinami. Kołysałam go delikatnie. Jednocześnie uspokajałam i siebie. Byłam osobą, która powinna wiedzieć pierwsza i najwięcej. Tkwiłam w niewiedzy. Trzęsącą się dłonią wybrałam numer do Heidi. Nie miałam ochoty na rozmowę z nią przez swoje domysły i chorobliwą zazdrość. Ale musiałam to zrobić. Kiedy uniosła słuchawkę, od razu przeszłam do sedna sprawy.



- Heidi, powiedz mi, co z Andim.





 Czuję Wasze spojrzenia. Przepraszam.
Nie sądziłam, że to tak wyjdzie. Wiele spraw stało się skomplikowanymi. I chociaż nadal wszystko boli, odradzam się. 

 Rozdział jest jałowy, nie podoba mi się. Ale wiem, że inaczej, lepiej nie byłabym w stanie tego napisać. Wybaczcie mi to, postaram się wziąć bardziej w garść i stworzyć coś, co będzie czytało się lepiej :)

Jeśli przeczytasz ten rozdział - proszę, skomentuj, choćby jednym słowem. 
To dla mnie naprawdę dużo znaczy.

Kocham Was bardzo i jestem wdzięczna za wszystko! :)


Pozdrawiam i ślę buziaki, 
Dominika x
 

Jeśli chcesz o coś zapytać czy najzwyczajniej popisać - zapraszam do zakładki 'Kontakt' :) 


Toczę walkę. 
Jestem coraz bliżej zwycięstwa.

12 komentarzy:

  1. Wybaczam Ci twoją nieobecność albowiem za bardzo kocham to opowiadanie 😍
    I ugh, co zrobiłaś Andiemu? 😱

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdział jest na swój sposób magiczny, daję słowo. Nie wiem dlaczego, ale jest.
    Carina jest bardzo silna na swój sposób. Nie dała się wszelkim przeciwnościom, zrozumiała co jest najważniejsze i wyznaczyła sobie cel, do którego uparcie stara się dążyć. Sama chciałabym tak potrafić.
    Ej, no! Ale co z Andim?
    Opowiadanie jest jednym z moich ulubionych, więc żyjesz dalej. Życzę weny i radości.
    / @highfivewoody

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedno pytanie: Czemu w takim momencie dziewczyno?! Rozdział świetny :) buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. DOMINIKA................. no ja Cię wykończę csajydvreajh
    nie zastanawiałam się, o co chodziło z tym zaskakującym zakończeniem, ale żeby TO. no proszę Cię, czemu jesteś taka okropna akurat wtedy, gdy wszystko zaczyna się mieć dobrze? ;-;
    mam nadzieję, że wszystko się ułoży, wiesz o tym, co nie, Robaczku? :*
    Czekam na kolejny z okropną niecierpliwością i nadzieją, że wszystko z Wellim będzie dobrze.
    Ściskam i całuję, Twoja imienniczka :*

    OdpowiedzUsuń
  5. No ja nie mogę, po co ja wstawiałam to emoji, miałam komentarz skopiowany i gotowy do wstawienia, Boże, chroń mnie.

    Czemu przerwałaś mi w tym momencie, no? Przykre to było, pokryły mnie dreszcze, no chcę wiedzieć więcej, tak jak Carina.
    A Pani Valerie to mi przypomina wręcz taką starszą wersję niemieckiej Ewy Chodakowskiej, zawsze coś powie, co umie podnieść na duchu, przydałaby mi się taka motywatorka.
    Cieszę się, że Carina w końcu wychodzi na prostą, to pewnie nie było łatwe, ale w końcu dostrzegła to światełko. A ma walczyć - ma Andreasa i malutkiego, który potrzebuje mamusi.
    Tytuł rozdziału >>>>>>
    Przepraszam, ze ten komentarz jest tak beznadziejny - poprzedni na moją obronę był lepszy, ale Ty pewnie wiesz, co chciałabym Ci przekazać.
    Trochę się naczekałyśmy, ale warto było. Pamiętaj, że wszystko co napiszesz, jest arcydziełem, dziełem sztuki. Także rozdział powyżej.

    pozdrawiam, @luuvmysahineq x

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdzial jest swietny i nie mam co do tego watpliwosci. Zrobilam sobie zrzut ekranu, bo strasznie spodobaly mi sie dialogi, sa takie prawdziwe.
    Dlugo zbieralam sie, zeby do Ciebie napisac, ale jakos nie mialam sily... Za to codziennie o Tobie mysle i zycze Ci jak najlepiej. U mnie wszystko sie zmienilo - poczynajac od zmiany fryzury, stylu, szkoly, ludzi, z ktorymi przebywam, wygladu na tt... Zmienilam sie bardzo, rozwinelam sie, oderwalam od przeszlosci. Teraz jest naprawde lepiej. Czuje sie wolna. Udalo mi sie zapomniec o zyletce, krwi i lzach... Rzucam sie w wir domowych obowiazkow, pokonuje kilometry na rowerze, powtarzam material do szkoly, zaczelam grac na gitarze, pisze, spotykam sie z ludzmi.
    Jeszcze nie wszystko jest idealne, sa rzeczy, ktore nadal mnie martwia, ale staram sie niczym nie przejmowac. Zyje trescia ,,Nothing else matters" Metallici.
    Teraz z niecierpliwoscia czekam na wiesci od Ciebie. Pozdrawiam i pamietaj, ze jestem ;* /@pierdyliardslow dawniej @JeniKovV

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj Kochana.
    Rozdział rewelacyjny.
    Zastanawiam się co też mogło stać się Andiemu.
    Mam nadzieję,że to nic poważnego.
    Czekam na kolejny i zapraszam do mnie ;)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam!
    Rozdział OK, powinnaś być zadowolona. :))
    Nie mam siły komentować, bo jest 4:37, a w ogóle nie spałam. :c
    Życzę Ci aby wszystko się ułożyło i było dobrze. :>>
    Do następnego. ♥ Buziaki. :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak bardzo stęskniłam się za Twoim opowiadaniem! I ogromnie cieszę się, że wróciłaś :)
    Rozdział świetny więc nie mów mi tu nawet, że "rozdział jest jałowy"!
    Najbardziej zaniepokoiła mnie końcówka, w końcu trudno się dziwić. Co stało się w Planicy? No co? Jak mogłaś skończyć w takim momencie? Domyślam się jakiegoś poważnego upadku ;/ Tylko nie wiem jak bardzo poważnego...
    Kochana, czekam z niecierpliwością na następny rozdział :) Wszystkiego dobrego i dużo weny!
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Witam moje słońce!

    Zacznę akcentem humorystycznym. Kilka razy musiałam przeczytać jedno zdanie, a raczej jego fragment, mianowicie: "(...) gdzie zajęłam miejsce przed talerzem z łakociami." Zastanawiałam się bowiem, jak, do diabła, talerz może mieć łokcie?! (Łakocie, łokcie...) #bum

    Jeśli chodzi o ogólne odczucia. Chcę, byś pamiętała jedno. Każdej nocy, kiedy walczysz z demonami, każdego ranka, kiedy nie chce Ci się wstać z łóżka, każdego dnia, kiedy jesteś zła na świat, na ludzi, na siebie - pamiętaj, że jest ktoś, kto jest z Ciebie cholernie dumny i trzyma za rękę, byś wchodziła po kolejnych stopniach, cały czas w górę. 200 kilometrów od Ciebie.

    Tęskniłam za tym opowiadaniem, dlatego cieszę się, że wreszcie coś napisałaś. Styl jak zwykle nokautująco prawdziwy. Nika, Ty naprawdę potrafisz pisać o życiu, o każdym jego aspekcie.

    Życzę oceanu weny.
    Twoja Tusia xx

    OdpowiedzUsuń
  11. Cieszę się, że wróciłaś! ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział cudny <3
    Mam nadzieję, że Andiemu nic poważnego się nie stało ;o
    Jak mogłaś przerwać w taki momencie?! No jak?! :D

    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :*
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń