sobota, 25 lipca 2015

Rozdział VI. 'Ludziom, którzy najbardziej cierpią, najbardziej zależy na szczęściu innych'

Ellermann streściła mi wydarzenia ze skoczni. Dreszcz połechtał moje plecy. Nie było to przyjemne uczucie. Blondynka nie chciała jednak poinformować mnie o szczegółach. Wiedziałam jedynie tyle, że Andreas leży w szpitalu. Został przetransportowany do Kranjskiej Gory. Z tego, co zrozumiałam i Heidi, i mecenas Wellinger czuwali przy łóżku skoczka. Marinusa nie było w pobliżu z racji wciąż trwających zawodów kończących sezon. Usłyszawszy, że myśli mam skupić na synu, zostałam rozłączona. Nie mogłam tak tego zostawić. Chociaż bliscy pominęli mnie w poinformowaniu o wypadku, nie przejęli się moim strachem, nie zamierzałam się poddawać. Mimo że za oknem panował już zmrok, a północ zbliżała się nieubłaganie, wybrałam numer pani Meyer.

Dwieście czterdzieści kilometrów, by wiedzieć. Siedem godzin turkotu kół. Przetrwanie wszystkiego, byleby tylko być świadomym, na czym się stoi. Życzliwość starszej pani. Wypłata sporej gotówki. Naprędce spakowana torba z najpotrzebniejszymi rzeczami. Bieg na właściwy peron. Kocham, więc jadę.


Mimo zmęczenia, mój krok był dziarski. Stawiałam duże kroki, chcąc jak najszybciej zbliżyć się do celu. Pani Valerie dzwoniła dwukrotnie, by poinformować mnie, że Bastian jest niezwykle grzecznym dzieckiem. Jedyne, co mi się w życiu udało. Niespełna dwumiesięczne maleństwo było cudem, na jego zaszczyt posiadania pracowałam każdego dnia.
Dzięki uprzejmości ludzi, którzy tego ranka śpieszyli do pracy, dotarłam do kliniki. Miejsce w rejestracji było puste. Oparłam łokcie o wysoki blat dzielący mnie od stanowiska z komputerem. Torebkę postawiłam na pobliskim krześle. Starając się utrzymać zmęczone powieki, czekałam aż ktoś raczy się zjawić i udzielić mi informacji. Nie dłużej niż po dziesięciu minutach pojawiła się młoda szatynka i usiadła na krześle obrotowym. Spojrzała na mnie, oczekując na zapytanie. Wypowiedziałam jedynie nazwisko ojca mojego dziecka. Rejestratorka podała mi numer sali, w której miał leżeć skoczek. Nawet uprzednio nie zapytała, czy jestem rodziną, zapewne z braku obycia i doświadczenia. Z krzesła zabrałam swoją własność i ruszyłam ku schodom, by znaleźć się na odpowiednim piętrze. 


Z uwagą śledziłam tabliczki z numerami wiszące na ciemnobrązowych drzwiach pokoi. Odnalazłszy ten goszczący mojego ukochanego, zatrzymałam się. Odetchnęłam głęboko, wciąż mając w pamięci nasze ostatnie spotkanie. Nieprzyjemną wymianą zdań pożegnałam go przed Planicą. Postać Heidi była tutaj ciekawym dodatkiem. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać.
Położyłam dłoń na klamce i delikatnie nacisnęłam, nie chcąc hałasować. Usłyszałam ciszę. Przejechałam dłonią po ścianie niewielkiego korytarzyku, znajdującego się przed salą. Wychyliłam głowę i ujrzałam go. 


Leżał w jasnej pościeli, na wznak. Lewą rękę ułożoną miał wzdłuż ciała. Drugą zaś, z opatrunkiem na palcu położył na brzuchu. Na szyi założony miał kołnierz ortopedyczny. Patrzyłam na niego, pragnąc podejść i wtulić się. Przed ów czynem pohamował mnie wzrok Heidi, postawa mecenasa Wellingera i świadomość, że mogę sprawić Andiemu ból. 

- Co ty tu robisz? - w głosie partnerki Krausa dało się słyszeć niechęć - Przecież prosiłam, żebyś zajęła się swoim potomkiem.
Starszy z Wellingerów nie mówiąc nic, wyszedł. Jedynie spojrzał na mnie ostrzegawczo. A Andreas złapał za dłoń blondynkę, chcąc, by ta odwróciła głowę w jego stronę. Kiwnął delikatnie przecząco i cicho syknął z bólu. Dziewczyna szepnęła w jego kierunku, by się uspokoił i niezwykle uważnie przejechała dłonią po jego skroni.
- Nawet nie masz pojęcia, jak się o ciebie martwiłam - upokorzona stałam naprzeciw szpitalnego łóżka. Nie dałam po sobie poznać, że cała wewnętrznie drżałam.
- Z kim zostawiłaś małego?
- Pani Meyer wyciągnęła do mnie pomocną dłoń. Z nią Bastian jest bezpieczny - nieznacznie zbliżyłam się do niego. Usiadłam na jasnym krześle usytuowanym przy łóżku. Starałam się nie myśleć o obecności Heidi, bo to tylko mnie hamowało - Jak się czujesz?
- Bywało lepiej - krzywo się uśmiechnął. Widziałam, że cierpi fizycznie. Natomiast psychicznie był wobec mnie nijaki. Jakby podczas mojej nieobecności coś się zmieniło. Owszem, nie postąpiłam fair wobec niego, jednakowoż i on miał opory, by potem mnie zrozumieć. Ale przecież podjęłam walkę i chciałam wyjść z niej szczęśliwa.

- Wybity? - wskazałam na palec. Całą sobą chciałam położyć dłoń na jego policzku i spojrzeć w oczy, które za każdym razem wabiły mnie swoją czystą, niebieską barwą. Musnąć ustami o skórę. Przez moment być bliżej. Pokazać swoje uczucie. Przetransformować emocje w czyny.

Kiwnął potakująco głową i kolejny raz dało się słyszeć syknięcie. Ellermann spojrzała na mnie wzrokiem, którym, prawdopodobnie, gdyby mogła - zabiłaby. Zaproponowała, żebym porozmawiała z lekarzem, na co przystałam. Najpewniej chciała znów pobyć z Niemcem sam na sam. Nie potrafiłam do końca rozszyfrować jej zamiarów, ale jedno było pewne. Od czasu mojego wyjazdu zmieniła się. Z bliskiej znajomej stała się obojętna. Wytykała mi błędy, nie potrafiła zrozumieć. A dodatkowo zbliżyła się do skoczka. 

Strach i zazdrość zaczynały się zlewać.

Odszukałam lekarza prowadzącego i zostałam zaproszona przez niego do gabinetu, kiedy tylko usłyszał, że jestem bliska Andreasowi. Moim podstawowym pytaniem było to, które zadałam Heidi, acz od niej nie otrzymałam odpowiedzi.

- Pan Wellinger doznał obrażeń podczas skoku próbnego na skoczni Letalnica, co zapewne już pani wie - przytaknęłam, choć tak naprawdę dopiero on uświadamiał mnie we wszystkim - Wstrząśnienie mózgu, wybity palec wskazujący prawej dłoni, prawa noga złamana z przemieszczeniem i liczne zasinienia na całym ciele. Wstępna diagnoza obejmowała również uraz kręgosłupa, jednak szybko to wykluczyliśmy.

Poczułam narastające ciepło. Oparłam się o ścianę. To mogło skończyć się o wiele gorzej. Zdawałam sobie sprawę ze szczęścia, jakie nas, co by tu nie mówić, spotkało. Podziękowałam za zarys sytuacji i wyszłam na korytarz. Chciałam znaleźć się blisko niego. Porozmawiać na spokojnie, rozwiać wątpliwości, zdecydować o przyszłości. Powoli wracałam na salę Andreasa. Dostrzegłam postać pana Stefana opuszczającą pomieszczenie. Był odwrócony do mnie tyłem, nie był w stanie mnie dostrzec, tym samym nie odwrócił się  ani nie odezwał. Już chciałam go zawołać, kiedy przypomniałam sobie jego ostrzegawcze spojrzenie. Straciłam jego zaufanie. Nie mogłam zrobić żadnego pochopnego ruchu.


Drzwi od pokoju były lekko uchylone. Usłyszałam wymianę zdań i zatrzymałam się na moment. Może te kilkanaście słów pokazałoby mi, co mnie ominęło?
- Andreas, oprzytomnijże! Nie widzisz, co Carina ze sobą zrobiła? Chcesz w tym tkwić, doprawdy? - znajomy głos był tak donośny, że każdy przechodzący korytarzem, mógł go usłyszeć wyraźnie. Odpowiedziała jej cisza, zatem kobieta po chwili kontynuowała monolog - Nie pozwolę ci być nieszczęśliwym. Pomyśl, czy nie łatwiej byłoby ją zostawić i zająć się w końcu sobą? Harowałeś, by tylko miała wszystko, a ona czym się odpłaciła? No czym, Andreas?!
Wstrzymałam oddech. W przeciągu kilku sekund straciłam to, co niedawno odbudowałam. Poczucie wartości roztrzaskało się o ceramiczne płytki korytarzowej podłogi. Chciałam wejść i kolejny raz spojrzeć jej w oczy, spojrzeniem błagającym o dogłębniejsze wyjaśnienie. Jednakże po chwili usłyszałam jego głos. Wypowiedziane słowa ułożyły się w całość, której nie spodziewałabym się.



Milion myśli, które skupiają się na jednej osobie, dla której zrobiłbyś wszystko. Nie poddajesz się, bo wiesz, że musisz walczyć o każdy uśmiech. Musiałabym być niepełna rozumu, by go zostawić w chwili, kiedy potrzebował mnie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Ludzie się zmieniają. Jedynie ja stoję w miejscu, z marzeniem, by nauczyć się na swoich błędach. Coraz częściej zastanawiam się, co zrobiłam źle, by zasłużyć sobie na pogardliwe spojrzenie i brak akceptacji. Zerowy kontakt, urwane zdania. Gniew, a naprzeciw uspokajający ton. 

- Wiesz, Heidi? Nie potrzebuję trzymania mnie w klatce. Wartością człowieka są jego słowa i czyny. Ludziom, którzy najbardziej cierpią, najmocniej zależy na szczęściu innych. Dziś patrzę na teraźniejszość i wiem, że chcę stoczyć najważniejszą walkę w moim życiu. O nią i o samego siebie.



Dzień dobry! :) 
Pozory mylą. Ludzie, których kochamy, nie pokazują nam swojej drugiej strony. Są jak Księżyc. Najważniejsze, by mieć kogoś, kto podnosi nas, kiedy nie chcemy dalej iść i walczyć. Carina ma Andreasa. Też mam kogoś takiego. I dzięki tej świadomości czasami udaje mi się przekonać siebie, że warto.


Wasza Dominika x


Dziękuję, Dominisiu. Uczysz mnie pokory. 
Dziś wiem, że nie cofnę swoich wcześniejszych postanowień. 
Walczę, bo uświadamiasz mi, że nie mam innego wyjścia.


9 komentarzy:

  1. Popłakałam się
    Serio
    Najlepsze w tym jest to, że nie przez to cudo, które dodałaś powyżej. Tylko za tę niewielką notkę, tę małym druczkiem na samym końcu posta. Aż mnie zatkało. :')
    Wracając do rozdziału - postać Heidi irytuje mnie coraz bardziej. MAm dziwne przeczucie, że ona chce rozdzielić Carinę i Andiego. A Andi chce walczyć o swoją największą miłość, mimo iż ona nie jest łatwa.Ale kto powiedział, że uczucie między dwojgiem ludzi da się tak po prostu zdefiniować, To są te nierozerwalne więzi, których nie rozdzieli się od tak...
    Wiedz, że możesz na mnie liczyć, słonko!
    czekam na kolejny <3

    Twoja @ohmyhojbjerg

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Kochana.
    Rozdział świetny.
    Heidi chyba chce wszystko zniszczyć.
    Co do Andreasa to bardzo mnie cieszy fakt,że chce walczyć o swój związek.
    Przepraszam za krótki komentarz.
    Do następnego.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz to nawet cieszę się, że zeszłego rozdziału nie przeczytałam, bo umarłabym czekając na ten haha
    Co do rozdziałów. Jak zwykle są genialne. Naprawdę. Język jest świetny, zero błędów ortograficznych, czy interpunkcyjnych. Czasem tylko gubię się kto co mówi, ale to nic :)
    Nie sądziłam, że Heidi może taka być. Coś czuję, że ona niby teraz taka zła, ale chce dobrze dla Wellingera. Dobrze, że jednak mimo tego wszystkiego, co zrobiła Carina, Andi nadal chce o nią, o siebie i przede wszystkim o nich walczyć. Po tych ostatnich słowach się rozpłakałam. Są przepiękne.
    Pisz jak najwięcej, bo w jaki sposób to robisz to jest coś pięknego, uwierz w siebie, słonko ♥
    Czekam na następny.
    Pozdrawiam :)
    @/Beti_Ju_ok

    OdpowiedzUsuń
  4. Ufffffffffffffffffffffffffffff.
    Tak bardzo się bałam, co mogłoby się stać, do czego mogłaby namówić go Heidi... i szczerze mówiąc, przez moment zwątpiłam w Andreasa. Ale dziękuję Ci za to, jak również za to, że "mogło być z nim gorzej".

    Do fikcyjnych bohaterów również mocno można się przywiązać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Końcówka mnie wzruszyła. Koniec rozdziału mnie poruszył ale to co dodałaś po jego zakończeniu wywołało łzy w moich oczach...
    Nie wiem, jak mam skomentować to wszystko.
    Rozdział świetny, cieszę się, że wypadek na skoczni nie miał aż tak tragicznych skutków jakie sobie wyobrażałam. Jeszcze bardziej cieszy mnie to, że Andreas chce walczyć. Po tym wszystkim co zrobiła mu Carina on nadal chce o nich walczyć. To pokazuje, jak wielkim uczuciem ją darzy, niewielu ludzi miałoby po czymś takim siłę i wiarę żeby walczyć. On ją ma.
    Co do Heidi, widać, że podczas nieobecności Cariny bardzo zbliżyła się do Wellingera. W mojej głowie rodzi się wiele scenariuszów i pytań typu "Czy z jej strony jest to na pewno czysto przyjacielska relacja?" ale później myślę o Marinusie i wiem, że nie zrobiłaby mu tego ;)
    Podsumowując... WSZYSTKO co napisałaś jest na najwyższym poziomie, jest prawdziwe i daje siłę :) Dziękuję...
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział, życzę weny :)
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak zwykle cudowne:) Wkońcu się doczekałam następnych rozdziałów.:D Z niecierpliwością czekam na kolejny. XD
    D.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oki, z małym opóźnieniem dotarłam i tutaj. Postanowiłam sklecić kilka zdań, mam nadzieję, że je zrozumiesz.

    Twoje opisy zawsze zwalają mnie z nóg. Ileż talentu może się mieścić w jednym człowieku? Moja przyjaciółka mówi, że piszesz prawdziwą poezję i to jest zdecydowanie prawda.
    Kurczę, Heidi zaczęła mnie denerwować. Przecież wszyscy popełniamy błędy, a zachowuje się tak, jakby żadnym nie była skalana. Rozumiem, że martwi się o Andreasa, ale powinna zrozumieć, że jego szczęście leży przy dziecku i jego matce.
    Na miejscu Cariny już dawno puściłyby mi wszelkie hamulce. Ale słowa Andreasa były przecudowne. Każda dziewczyna chciałaby takie usłyszeć od ukochanego, choć faceci w dzisiejszych czasach stali się niestety ordynarni.
    No cóż, podsumowując ten rozdział to dzieło, które należy włożyć w ramkę i powiesić nad łóżkiem.

    Nie będę Ci tysiąc razy mówiła, że masz talent, bo powinnaś być zawsze o tym przekonana i nie być taką skromną osobą. No nic, czekam na kolejny rozdział ze zniecierpliwieniem!

    pozdrawiam, Ola. x

    OdpowiedzUsuń
  8. to takie prawdziwe
    brak mi słów
    mam nadzieję, że miłość zwycięży
    pozdrawiam ;* /@pierdyliardslow

    OdpowiedzUsuń
  9. Siedzę i rycze. Rozdział jaj zwykle ����/@BluepandaLuka

    OdpowiedzUsuń