sobota, 19 marca 2016

Epilog.

Szum morza. Deszcz. Kilka dni w górach. Wietrznie. Śnieg, skoki, kilka państw zwiedzonych samochodem. I znów wiosna. Świat, który stawał się kolorowy nie tylko fizycznie. 

Jednym słowem, czternaście miesięcy później.


Kilku wysokich mężczyzn, odzianych w odświętne garnitury, z krawatami zdobiącymi ich szyje zajęło miejsce w drugiej ławce miejscowego kościółka. Obok niektórych z nich siedziały partnerki życiowe, które równie dobrze zadbały o swój wygląd tego dnia. Tuż przed nimi siedziało dwoje ludzi, doświadczonych i będących nauczycielami życia jednocześnie. Pani Valerie specjalnie na tę okazję kupiła piękny kapelusz w kolorze granatu, doskonale pasujący do sukienki. Mecenas Wellinger dumnie siedział z osiemnastomiesięcznym wnukiem na kolanach po lewej stronie starszej kobiety. Kościół zapełniło też kilku znajomych i dalsza rodzina Andreasa. 


Jednakże najważniejsze osoby stały u wejścia do świątyni. Śnieżnobiała, długa do ziemi i skromna sukienka podkreślała kobiece kształty panienki Becker. Była właśnie taka, o jakiej marzyła jej właścicielka. Kilka kosmyków jej włosów opadało na ramiona, reszta upięta, podtrzymywana białym kwiatem. Andreas natomiast przywdział czarny garnitur, białą koszulę i muszkę, która pamiętała pierwsze randki i była noszona z niezwykle dużym sentymentem. 



To był ich dzień. Pomimo kilku sprzeczek, które miały miejsce na przestrzeni ostatnich miesięcy, nie rozstali się. Pierścionek został przyjęty ze łzami w oczach i niedowierzaniem. Ale stali tam i wszystko stawało się coraz to bardziej wyraziste i dorosłe. Ów decyzja była niezaprzeczalnie doskonałym planem na przyszłość. Przyszłość, która była wynikiem przeszłości, która to nie zostałaby zamieniona przez nich na żadną inną.
Sakramentalne 'tak'. Łzy na policzkach skoczków, na policzkach teścia i panny młodej. Bastian, roześmiany i szczęśliwy, głośno wypowiadający dwa słowa: 'mama' i 'tata'. Nieopisana radość i spełnienie, tak długo wyczekiwane.



Przypominając sobie Carinę sprzed wielu miesięcy, nikt nie przypuszczałby, jaką drogę będzie jej dane pokonać. Wiele zawodów, złe chwile, momenty poddania się. Ale czymże byłoby życie bez nadziei? Nadziei na niedzielne ciasto pani Meyer, na powrót do dawnej sprawności i poprawny rozwój owocu miłości. Celem jest szczęście, choćbyśmy musieli po nie wchodzić na sam szczyt Burdż Chalify. Nic nie jest w stanie złamać człowieka, który ma po co żyć. Płacz, ucieczka, pięść na ścianie. Całość doprowadziła do zrozumienia wartości życia. 


Nie wiem, jak długo będą kochać się miłością bezgraniczną i czy Bastian będzie miał rodzeństwo. Czy Andreas powróci do swojej formy sprzed wypadku. Może Heidi i Carina kiedyś znów znajdą wspólny język, a ich pociechy będą razem chodzić do klasy? Może Carina ukończy studiować matematykę? Nie wiem, czy wszystko będzie tak kolorowe, jak jest teraz. Ale jedno wiem na pewno.


Czasem trzeba usiąść obok i czyjąś dłoń zamknąć w swojej. Wtedy nawet łzy będą smakować jak szczęście. 

Małe, wielkie szczęście.



Witam! :)
Epilogi mają to do siebie, że są świadkami łez. 
Dokonałam czegoś, czego kilka miesięcy temu nie byłam pewna. Skończyłam pisać historię wielkiej miłości i nie mniejszych komplikacji. I jestem z siebie dumna. 

Epilogi mają również to do siebie, że tuż po nich przychodzi czas na zwierzenia i podziękowania. Zacznę od tego pierwszego. 

Historia Cariny i jej stanów emocjonalnych wcale nie jest przypadkowa. Carina to ja, ja to Carina. Przez niespełna rok walczyłam ze sobą i swoimi stanami depresyjnopodobnymi. Każda myśl Cariny była moją, przekonwertowaną. Chociaż było mi ciężko, zawsze mogłam liczyć na jedno. Że kiedy otworzę kartę bloggera i wyrzucę z siebie wszystko, będzie mi łatwiej funkcjonować. Pisanie stało się odskocznią, o niepodważalnej wadze. Dzisiaj wiem, że wygrałam. Jak Carina. I mimo że ja miłości swojego życia jeszcze nie spotkałam, mam nadzieję. Nie poddaję się, jak kiedyś. 
Uśmiech, spełnione marzenia i ludzie, którzy nie pozwalają Ci upaść. To moja recepta na szczęście. Czy to małe, czy duże. Chciałam ujawnić się przed Wami i przyznać do słabości, bo wiem, że dotyka to wielu osób, a one wcale nie chcą pomocy. Nie wierzą w latarki i w baterie. Ja wierzę, bo właśnie to pozwoliło mi być tym, kim dzisiaj jestem. Jedną z najszczęśliwszych na świecie nastolatek (która już wkrótce wkroczy w świat dorosłych), z głową pełną pomysłów i chęcią życia.

Dziękuję Misia!
Za pomoc w ogarnięciu wszystkiego - życia i bloga. Za mobilizowanie mnie do spełniania się w tym, co kocham. Za wysłuchiwanie fabuły, za pomoc merytoryczną. Za obecność - bez Ciebie nie byłabym w stanie skończyć tego bloga i być tu, gdzie jestem. Kocham Cię!

Dziękuję Tusia!
Za doradzanie w kwestiach bloga i podnoszenie mnie na duchu. Twoje słowa i cytaty pomagały mi zebrać się, znaleźć wenę i tworzyć. Bez Ciebie ten blog zdecydowanie nie byłby taki, jaki jest, a Carina zapewne nie wróciłaby do świata, w którym panuje rzeczywistość. Kocham Cię!

Dziękuję Ola!
Za przepiękny szablon! Nigdy mnie nie zawiodłaś i jestem Ci ogromnie wdzięczna za to, co dla mnie zrobiłaś :)

Ale największe i niesamowicie szczere podziękowania należą się Tobie
Tobie, każdemu/każdej z Was osobno. Za wiele miłych słów, za pochwały, komplementy, wytykanie błędów. Pomogłeś/aś mi przebrnąć przez najtrudniejszy okres mojego życia, chociaż nie byłeś/aś tego świadoma. Do końca świata będę pamiętać o każdym pojedynczym słowie, jakie było skierowane do mnie. Jestem ogromnie wdzięczna za to, że mogłam dać Tobie cząstkę swoich myśli i pokazać prawdziwą siebie. 


Historia Andreasa i Cariny Wellingerów nie jest końcem. To dopiero początek. Będę pisać i nie zamierzam nigdy przestawać. Już wkrótce chciałabym przedstawić Wam Lorelei i Michaela Hayboecka. Mam nadzieję, że chociaż część z Was zostanie ze mną :)


Dziękuję za wszystko raz jeszcze. Dziękuję za pokazanie mi drogi, którą będę podążać. 
I wiem, że się nie zgubię.


Dominika x

7 komentarzy:

  1. Uff, skończyło się tak, jak skończyć się miało. Dziękuję ❤ nie mogę się doczekać kolejnej, nowej historii ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Misia. Czytając ten post miałam w oczach łzy i ciarki na całym ciele. Ja... ja nadal nie mogę uwierzyć, że to epilog. Ja nadal nie jestem psychicznie gotowa na to, aby przyjąć do myśli, że pewien etap Twojego, naszego życia (przecież przechodzimy przez to wszystko razem) zmierza ku końcowi. Po przeczytaniu ostatniego słowa zaczęłam krzyczeć, że w to nie wierzę, ale najważniejsze, że wszystko się ułożyło.
    Cudownie to napisałaś, lepiej nikt nie byłby w stanie tego ująć. To, jak przelewałaś tu... wszystko, swoje emocje, odczucia... brak mi słów!
    Misia. To ja Tobie dziękuję, za wszystko. Za każdy dzień z tych piętnastu miesięcy, jaki razem przeszłyśmy. Nie wszystkie były kolorowe, ale przecież takie jest życie, prawda? Dziękuję i Cię kocham, bardzo bardzo mocno! ♡
    Twoja Misia ♥ (teraz mogę w spokoju wziąć się w garść do hiszpana)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzień dobry ♥
    Jestem niezmiernie wdzięczna, że napisałaś do mnie dziś. Dziękuję. I równie niezmiernie zawstydzona, że nie było mnie tu wcześniej. Przepraszam.
    Jedynym plusem jest to, że mogłam przeczytać wszystko jednym tchem - tak, jak najbardziej lubię.
    Czytając, w głowie kołatało mi wciąż z jednakową częstotliwością i ogromną siłą jedno słowo: duma. Jestem bardzo dumna z Andreasa, że potrafił stać się w tak młodym wieku ostoją i fundamentem rodziny. Jestem dumna z Wellingera seniora za to, że potrafił zaakceptować swoją synową i pomagać im, choć pewnie czasami trudno było mu zrozumieć decyzje, jakie podejmowali. Jestem dumna z Bastianka, który rośnie na młodego mężczyznę. Jestem szalenie dumna z Cariny, że zdołała odnaleźć w sobie siłę i sens. Odnaleźć przyczynę życia i powody, by żyć, choć życie czasami ssie i daje takie kopy, że mamy naprawdę dość. Przezwyciężyć przeciwności losu, jakie nękały ją od dzieciństwa i stworzyć rodzinę, której sama nie miała. A co za tym idzie: jestem cholernie, nieopisanie, niezmiernie, niepojęcie dumna z Ciebie. Dumna z tego, że odnalazłaś w sobie wiarę, nadzieję i sens. Podniosłaś się. "Jestem silna, ale nie jestem tego do końca świadoma. Mam w sobie determinację, która rośnie do ogromnych rozmiarów." Jesteś niewiarygodnie silna i powinnaś być tego świadoma. Mówię Ci to. Uświadamiam cię. Jesteś wspaniała, kochana <3
    Wiesz, co właśnie emanuje z tej historii? Siła. To ona jest podstawą wszystkiego. To po nią odbywa się gonitwa, która wreszcie ma swój szczęśliwy kres. W tej historii przeżywa się Twoją przemianę. Każdy rozdział jest kolejnym, łapiącym za serce krokiem do odnowy. Ponad wszystko jestem dumna i szczerze Ci gratuluję, że się otworzyłaś i oświadczyłaś wszystkim to, z czego ja i pewnie kilka innych osób mieliśmy okazję sobie zdawać sprawę - Carina to Ty. Wiem, że napisanie tego musiało wymagać wiele, tak samo, jak pożegnanie się z historią Cariny i Andreasa. Ale jestem też pewna, że to ważny punkt w Twoim życiu.
    Udało ci się stworzyć opowieść, która w całym swoim smutku raduje. Która jest dojrzała i daje naprawdę wiele do myślenia.
    Żałuję, że nie widziałaś mnie dzisiaj, czytającej te rozdziały. Albo może lepiej, że nie widziałaś, bo musiałam wyglądać absolutnie strasznie. Totalna emocjonalna kolejka górska. Jedna z piękniejszych i najbardziej znaczących, jakie kiedykolwiek przeżyłam. Od dawna nie płakałam podczas czytania - w tej chwili dalej nie obeschły mi łzy.
    Na zakończenie powiem tylko, że dziękuję za wszystko, co napisałaś i bardzo, bardzo Ci gratuluję. Jesteś niesamowita♥
    Kocham. Podziwiam,
    Olka <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Bylam od poczatku, od pierwszej części. Ta historia i Ty stałaś się częścią mnie i na zawsze tak zostanie. Wygrałaś. Ja tez wygrałam. Mam nadzieję, że o mnie nie zapomnisz, bo ja o Tobie bardzo często myślę. Bądź szczęśliwa Kochana i życzę Ci wszystkiego dobrego ❤ / Natalia vel ripper @62procentzycia

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezu... to co pokazałaś jest piękne. To że można wygrać! Ze mozna być szczęśliwym człowiekiem! Ze jest się czegoś wartym! Wielkiej miłości, szczęścia.
    Jesteś wielka. Poradzilas sobie! Dowiadolas że można zniszczyć ale nigdy pokonać! A to oznacza że powrót jest. Wracasz silniejsza niż kiedykolwiek :*
    Dziękuję Ci za tę historię. Za Andiego. Za Carinę. I za małego Bastiana. Za każdą łzę :*
    Byłoby mi bardzo miło gdybyś się do mnie odezwała :) jeśli chcesz oczywiście :)
    Chyba mogę Cie zaprosić (i każdego jeśli czytacie moje wypociny) na historię Michaela Hayböcka i Leny Hecker :)
    szalenstwoznaczyskoki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochanie, na wstępie przepraszam, że tyle zajęło mi napisanie komentarza, ale gorączka przedświąteczna, dni wypełnione wszystkim po brzegi - to robi swoje.

    Tak więc witaj, Wojowniczko ♥
    Epilogi są świadkami łez, ale i szerokich uśmiechów, bo wieńczą coś, w co wkładana była ciężka praca, ale przede wszystkim serce. A w TO opowiadanie swoje serce włożyłaś głębiej niż można było się spodziewać.

    Jestem z Ciebie dumna, bardzo. Ponieważ ten proces, który można było śledzić notka po notce na blogu, rozdział po rozdziale, zachodził przede wszystkim w Tobie. I myślę sobie czasem o tym, jak było. Kiedy siedziałam obok Ciebie w Twoim pokoju, kiedy stałyśmy ramię w ramię przed koncertem - przez głowę przebiegały mi myśli, jak bardzo się zmieniłaś, i jak bardzo mnie to cieszy.

    Bo urosłaś. Wydoroślałaś. Dojrzałaś. Zmężniałaś.
    Nabrałaś samoświadomości.
    A przede wszystkim znalazłaś niewyczerpalne baterie do swojej latarki.

    Co do samej historii - ona tak bardzo wzrusza. A od momentu w tekście o muszce pamiętającej pierwszą randkę, miałam ciarki na całym ciele.
    Historia wzrusza, cieszy, umacnia, intryguje, wciąga. To, co przeczytane (a teraz można już mówić, że wszystko), zostaje w człowieku niezaprzeczalnie.

    Jesteś artystką słowa, pamiętaj o tym. Wraz z otworzeniem Worda, otwierasz nowy świat, równoległy, pozornie ulotny, a jednak wyjątkowo trwały. I potrzebny. To jest najważniejsze: to, co przez to wnosisz.

    Dziękuję za wzloty i upadki, ale przede wszystkim piękną miłość Cariny i Andreasa, za pierwszy płacz Bastiana, za niesamowitą dobroć pani Valerie.
    Dziękuję za szczęście, którym teraz możesz się dzielić, bo już zrodziłaś je w sobie.

    WIELKIE BRAWA, DOMESTOSKU. KOCHAM CIĘ! ♥
    Twoja Tusia x

    OdpowiedzUsuń
  7. 31 yr old VP Product Management Danielle Monroe, hailing from Smith-Ennismore-Lakefield enjoys watching movies like Americano and Letterboxing. Took a trip to Brussels and drives a Alfa Romeo 8C 2900B Pinin Farina Cabriolet. skocz tutaj

    OdpowiedzUsuń