niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział I. Złe dobrego początki?

Płacz Bastiana docierał do moich uszu od niespełna kwadransa. Irytował z każdym kolejnym wydanym przez mojego syna dźwiękiem. Chciałam, by w końcu choć na moment zamknął te swoje małe usteczka i pozwolił mi w spokoju odpocząć. Ale nie zamykał. Leżałam, wsłuchując się w lament miesięcznego dziecka i Andreasa, mówiącego coś niezrozumiałego. Nie do końca wiedziałam, czy chce mi coś przekazać czy narzeka na hałas w mieszkaniu. Głowa mi pękała. Problemem był fakt, że nie miałam ani ochoty, ani siły, by sprawdzić, o co może chodzić maleństwu. Nie pierwszy i, zapewne, nie ostatni raz.

- Andreas, błagam, ucisz to dziecko - poprosiłam głośno skoczka, a sama zakryłam dłońmi uszy. Nigdy nie miałam cierpliwości, na czym teraz cierpiał mój ukochany.
- Nie możesz sama do niego wstać? Doskonale wiesz, że wieczorem wyjeżdżam do Trondheim. Finlandię mogłem opuścić, ale na norweskich skoczniach muszę zawitać. I kto będzie do niego wstawał? Heidi może Ci pomóc, ale to Ty jesteś matką - usłyszałam. Miałam zostać z tym sama po raz pierwszy od pojawienia się na świecie Bastiana. Wcześniej to Andreas przynosił go do karmienia, najczęściej przebierał czy uspokajał. Mnie się do tego nie spieszyło. Potrzebowałam czasu, by dojrzeć.
- Mogę - burknęłam tylko i podeszłam do łóżeczka, w którym królowało kilka misiów i mój syn. Wzięłam go delikatnie na ręce, przytuliłam do siebie i zaczęłam chodzić w kółko po sypialni, chcąc uspokoić małego krzykacza. Dziecko swoją małą piąstkę położyło na mojej klatce piersiowej. Dłonią zaczęłam głaskać go po główce pokrytej ciemniejącym meszkiem włosków. Po chwili bliskości płacz ucichł. Dało się słyszeć jedynie ciche pomrukiwanie zasypiającego chłopca. Z noworodkiem na rękach, wtulonym w moje ciało udałam się do kuchni, gdzie Andreas szykował sobie posiłek.


- Myślisz, że dam sobie sama radę?
- Nie wyjeżdżam na zawsze, tylko na kilka dni - wywrócił teatralnie oczami.
- Ale zostawiasz mnie z tym samą.
- Nie narzekaj - nieznacznie podniósł głos. Nie lubiłam, kiedy to robił. Czułam się znów jak nastolatka, przygnieciona mocą jego tonu. Nie chciałam zostać sama. Bałam się obowiązku. Ale nie mogłam mu nic powiedzieć. Miał skakać, miał się spełniać, dziecko na drugim planie. A mnie brakowało wiary w siebie.
- Przepraszam, że mam wątpliwości.
- Przepraszam, że jadę tam, by utrzymać rodzinę.


Ucichłam. Delikatnie położyłam głowę na główce syna i opuściłam kuchnię. Miał rację. I co z tego, skoro myślałam tylko o sobie. Nie chciałam tego zmienić. Strach owładnął mnie całą. Odłożyłam Bastiana do łóżeczka, gdzie malec kontynuował swój sen, a sama opadłam na sypialniane łóżko i zakryłam się po uszy kołdrą w zielonej poszewce. On w drzwiach. 'Do zobaczenia'. Niemal bezszelestne zamknięcie frontowych drzwi. Chrzęst zamka. Zostałaś z tym sama, Carina.



Dwie godziny to nader długo. Telefon w dłoni, wybrany jej numer. Chwila wahania się. I brak innego wyjścia. 'Przyjedź. Potrzebuję rozmowy'. Nie musiałam czekać zbyt długo. Ellermann wywiązała się znakomicie z powierzonej przeze mnie misji. Przywiozła kolejną maskotkę do kolekcji, która już nie mieściła się w otoczeniu chłopca.


- Herbaty? - stanęłam przed Heidi, która to zajęła miejsce na krześle przy kuchennym stole. Nie przejmowałam się odzieniem, na które składała się fioletowa piżama z nadrukiem i szlafrok. Ostatnio było mi obojętne, jak widzą mnie inni. Łączyło się to z niepewnością i nadmierną aktywnością w pewnych momentach dnia.
- A masz jakąś owocową?
Kiwnięciem głowy przytaknęłam i torebkę z wywarem umieściłam w średniej wielkości kubku. Dla siebie nie zrobiłam nic.
- Myślisz, że jestem złą matką? - zapytałam po kilku minutach ciszy, kiedy czajnik zdążył już zaalarmować gotowość wody do zaparzenia malinowego napoju, a ja wygodnie rozsiadłam się na krześle.
- O co Ty mnie pytasz? - blondynka, jakby nie rozumiejąc, uważnie mi się przyjrzała.
- Zadałam Ci proste pytanie. Uważasz, że tak jest? Że nie umiem zająć się synem? Nie umiem dać mu miłości?


Dziewczyna Krausa nic nie odpowiedziała. Trudno się dziwić. Pierwszy miesiąc życia Bastiana Wellingera nie należał do najlepszych w moim istnieniu. Byłam matką karmiącą, ale czy dającą bezpieczeństwo i uczucie? Andreas był ojcem na pełen etat. Nocne wstawanie. Usypianie. Tulenie w chwilach, kiedy malec czuł się nieswojo. Nawet śpiewanie kołysanek nie było mu obce. A teraz? Musiałam się przełamać. Nie byłam przekonana czy potrafię.


- Nie każda miłość przejawia się nieustannym pobytem tuż obok. Nie każda ma w sobie dużo uśmiechu czy radości. Ona niesie łzy. Te szczęścia, ale i bezsilności. Obie doskonale wiemy, że dasz sobie z tym radę. Przezwyciężysz niemoc. Nikt nie obiecuje Ci, że to przyjdzie jutro czy za tydzień. Ale Carina, Ty kochasz małego. On jest dla Ciebie wszystkim, chociaż nie umiesz tego pojąć. Andreas, ja, Marinus pomożemy Ci uwierzyć, że taka jest prawda. Ale daj sobie czas.


Nieco uniosłam kąciki ust, chcąc uśmiechem podziękować Heidi. Pewnie miała rację. Pomagała nam przy Bastianie, była na każdą naszą prośbę, kiedy to Andi już nie miał sił, a ja byłam niezainteresowana synem. Zawdzięczam jej naprawdę dużo. Pomogła mi przetrwać każdą najcięższą chwilę. Trzymała w objęciach, kiedy z bezsilności płynęły łzy. Obiecywała szczęście. Powtarzała, że przyjdzie już wkrótce i ona o to zadba. Zajmowała moje myśli swoją niezastąpioną gadatliwością. Opowiadała, jak to powodzi się jej z Marinusem. Mówiła o remoncie ich wspólnego mieszkania, czy chwaliła się poczynaniami ukochanego na skoczniach. Odciągała moje myśli od zaczątka tego wszystkiego. Od mojego syna?
- Pójdę go przewinąć - dziewczyna ekspresem zareagowała na kwilenie chłopczyka.
- Dziękuję. Dziękuję, że jesteś i to wytrzymujesz.



Stałam w drzwiach, oparta o framugę, wpatrując się w Heidi usypiającą małego. Patrzyła na niego z czułością, czego bardzo jej zazdrościłam. Pomimo swych wątpliwości, którymi wcześniej dość często się dzieliła, byłaby cudowną matką. Była idealną nianią dla mojego potomka. Kochałam go, ale nie umiałam sobie tego przetłumaczyć. Andreas pomagał mi, starał się zrozumieć. Ale nie umiałam w to wierzyć. Zostawiłam go na pastwę samemu sobie, potrafiłam jedynie bez emocji dać dziecku swój pokarm, na co upierał się skoczek, twierdząc, że to ważne dla naszego syna. Podziwiałam go za wytrwałość w przetłumaczeniu mi pewnych wartości. Ja już dawno bym zrezygnowała.


- Chcesz wziąć go na ręce? Popatrzeć, jak uśmiecha się przez sen swym zwyczajem?


Chciałam? Zawahałam się. Próbując nie stracę. Wzięłam go od przyjaciółki, przytuliłam do serca i zaczęłam się mu przyglądać. Usiadłam na podłodze, plecami dotykając oparcia łóżka i nadal na niego patrzyłam. Ellermann wycofała się, szybkim ruchem dłoni zdjęła z wieszaka puchatą kurtkę i wyszła, będąc pewną, że poradzę sobie. Pogłaskałam kciukiem jego maleńką piąstkę. Byliśmy sami, byliśmy blisko, jak nigdy wcześniej. Gdzie moja miłość? Czerwona lampka. Zgaś ją, Becker, byle prędko! Pohamuj łzy, spójrz raz jeszcze na cztery kilogramy nieocenionego błogosławieństwa, które dostałaś od Boga. Wzbierz się w sobie. Ale czy on jest w stanie zrobić ze mnie szczęśliwą, dziewiętnastoletnią matkę? Koniec czułości. Dziecko do łóżeczka, rodzicielka pod prysznic.


Czasem chcesz zmyć z siebie poczucie winy strumieniem wody. Wyczyścić siebie psychicznie poprzez fizyczne czyny. Skrzynia pełna niedorzeczności. Garść wyrwanych w złości włosów. Nie chcę. Pustka. Zimna ściana sypialni. Osuwam się, dłonią przejeżdżając po chropowatej powierzchni pokrytej farbą. Chciałabym uciec, ale nie mogę. W jednej sekundzie tracę całą swoją moc. Nie potrafię sama sobie pomóc. Iluzja szczęścia śpiąca kilka metrów ode mnie. Grymas wymuszonej emocji. Nie potrafię tak dalej. Upadam. Mniemanie o sobie przedstawione matematycznie obrazuje funkcja malejąca.


To, że nie płaczę wcale nie jest oznaką siły. Jest oznaką, że słabość sięgnęła zenitu.




Dzień dobry, kochani! 
Przychodzę z rozdziałem pierwszym nie do końca usatysfakcjonowana jego treścią, ale podbudowana pozytywnym komentarzem ważnej dla mnie osoby - dlatego postanowiłam dodać ów zlepek zdań.

Dzieje się, od samego początku. Sama nie wiem, czy nie przedobrzyłam. 

Nie chciałam zwlekać, nie chciałam ciągnąć sielanki przez pierwsze kilka rozdziałów, gdyż uważam to za całkowicie zbędne i nie pasujące do mojej koncepcji. Pokazuję Wam Carinę, która powstała w mojej głowie kilka miesięcy temu. Carina to ja. Może nie w całości, ale wiele cech mamy wspólnych. Carina to multum myśli, podjęte naprędce decyzje i uczucie, które nie chce opuścić. Jednak z własnego doświadczenia wiem, że bliskość drugiej osoby działa cuda.

Emocjami można namalować wiele przekazów. Ale czy mnie się to udaje? 

Dominika x


Dziękuję, Natalko. Dajesz mi siłę. Twoje słowa powodują, że tu jestem, i że robię to, co kocham.
Dziękuję, Martusiu. Słowa leczą duszę, obie doskonale o tym wiemy.

30 komentarzy:

  1. kocham. kocham. kocham Twoje opowiadanie <3 czekam na kolejny rozdział, po przeczytaniu tego cudownego. jest bardzo wciągające *o*

    OdpowiedzUsuń
  2. o mamo...uwielbiam tego bloga i wszystko co piszesz <3
    rozdział..jest inny niż się spodziewałam... bo liczyłam na to, że napiszesz coś w stylu słodkiego rozdziału. Przeliczyłam się i to dobrze haaha :D
    czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że Carina poradzi sobie w tym trudnym dla niej okresie..
    Dobrze, że ma przy sobie ludzi, którzy nieustannie (mam nadzieję) będą ją wspierać.
    Rozdział, jak zwykle wspaniały, ale już zdążyłam przywyknąć do tego, że nie zniżasz swojego poziomu pisania (:
    To, że Carina jest częścią Ciebie, jak to napisałaś, sprawia, że opowiadanie jest jak najbardziej prawdziwe. Pokazuje, że życie to nie tylko chwile szczęścia, ale często też chwile smutku, uczucie samotności i bezsilności.
    W każdy bądź razie mam szczerą nadzieję, że Carina (a przy okazji i Ty) odnajdzie tą pozytywną energię w swoim życiu (:
    Pozdrawiam, @Beeee_Yourself

    OdpowiedzUsuń
  4. Wciągasz. Mimowolnie przesuwam w dół i w dół, jak w transie, aż tu nagle koniec... wszystko co dobre szybko się kończy ;) ale pociesza mnie myśl, że będzie następny rozdział i następny..
    Bardzo dziękuję Ci za chwile refleksji, których doznaję przy czytaniu. W wielu momentach zastanawiałam się co zrobiłabym na miejscu Cariny...

    Co do rozdziału - kocham postawę Andiego - super ojca! Widzę go w tej roli :P a w Carinę wierzę, nie wiem kiedy, ale da radę! :)

    Pozdrawiem serdecznie! @Ewacchi

    OdpowiedzUsuń
  5. !MISIA PRZYBYŁA!
    No dobra Dominika, teraz to ja się rozpiszę
    Po pierwsze: Wiesz i to bardzo dobrze, że liczyłam na rozdział ociekający miłością, słodyczą i małym Bastim. Ty zaserwowałaś mi problemy dziewiętnastoletniej matki, która sama nie wie jak to się stało i wiesz co? TO JEST PIĘKNE!
    Po drugie: Idealnie to wszystko opisałaś. Te uczucia Cariny są tak prawdziwie opisane, że mało się nie popłakałam czytając to.
    Po trzecie: Mam do Ciebie ogromną prośbę. CZY MOŻESZ PISAĆ TROCHĘ GORZEJ, BO JA TU W KOMPLEKSY POPADAM ;_;
    Po czwarte: Andreas zaczyna mnie trochę wkurzać, a tego nie lubimy...chyba
    Po piąte: Zapraszam do mnie na ski-jumper-and-Mirka.blogspot.com Mam nadzieję, że przeczytasz i zostawisz po sobie ślad ;)
    No i na koniec
    Pozdrawiam i życzę weny, która i tak nigdy Cię nie opuszcza
    Vida ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny rozdział i dobrze, że nie sielankowy ;)
    ciekawa jestem, jak to się wszystko dalej potoczy, czy długo zajmie Carinie przekonywanie się do macierzyństwa.
    czekam na kolejny rozdział. pozdrawiam :* (@onlyydreams)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kolejny rozdział, który daje do myślenia... Tak naprawdę nie wiem co napisać, bo jestem w kompletnym podziwie Twojego talentu. Niby blog o skoczku, jego dziewczynie i ich latorośli, ale potrafi dać do myślenia. Tak wiele kobiet przechodzi stan depresyjny po porodzie, ale tak mało ludzi o tym mówi (bo Carina właśnie jest w takiej depresji?). W sumie to nie wiem co bym zrobiła na jej miejscu. Nie no wiem, robiłabym dobrą minę do złej gry. Liczę na to, że Carina podniesie się i będzie jeszcze lepszą matką! Pozdrawiam i życzę Wesołych świąt @cydebur <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Czasami chorowanie może nam dać coś dobrego. Mnie, na przykład, ostatnio dało czas na ponowne przeczytanie "huge/little problem". Jestem mu za to wdzięczna.
    Powrót do Twojej opowieści zwrócił mi uwagę na kilka ważnych rzeczy. Przede wszystkim - moment z gwiazdami. Zrobiłam nawet screena, żeby móc czytywać mój ulubiony fragment. Czytając go przyponiałam sobie o ślicznych gwiazdkach, które rok temu załączyłaś (z Miko :>) do kartki dla mnie. Do tamtej pory nie zdawałam sobie sprawy, że gwiazdy tyle dla Ciebie znaczą. Dziękuję.
    Ponowne czytanie pierwszej części tej historii przyniosło mi wiele emocji. Lęk. Niepewność. Nadzieję. Wiarę. Bezsilność. Złość albo wściekłość na bohaterów (najlepsza oznaka tego, że przywiązuję się do aktualnej lektury i ma ona dla mnie znaczenie).
    No, ale teraz jesteśmy tutaj...
    Fajna nazwa ;3 dobrze, że tak to wykombinowałaś. Ciekawe tylko, jak to z tym "hepinesem" będzie.
    Znowu podoba mi się wygląd. Czy to niezastąpiona Shailene w roli Cariny? Wybacz, ale na telefonie bardzo to małe.
    Uczepię się jednej rzeczy w wyglądzie - czcionka w tym rozdziale wydaje mi się sporo za duża, przynajmniej na komórce. Muszę zerknąć na komputer. Znając bloggera, to pewnie jego sprawka.
    Zaskakujesz. Dobrze. Chyba wszyscy spodziewaliśmy się cukierkowej, odrealnionej opowieści. Fiasko, 1:0 dla Ciebie.
    Podjęłaś się trudnego tematu już te 9 /10? miesięcy temu, a teraz masz chyba jeszcze bardziej skomplikowane zadanie. Wierzę, że ci się uda. Nastoletnie macierzyństwo to trudny temat, ale ty jesteś agentką do zadań specjalnych.
    Biorąc pod uwagę treść notki pod rozdziałem, mam parę słów do Cariny:
    Kochana Carino! Do odważnych świat należy! Czasem jest niewyobrażalnie ciężko. Pojawia się strach, bezsilność, niepewność, burza emocji. Nie daj im sobą zawładnąć na długo. Pokaż im, kto tu rządzi. Jesteś silna i wspaniała. Idź, chociaż idziesz pod wiatr i pod górę. Wiatr się kiedyś odwróci, a szła będziesz wtedy z górki. Nie zapominaj, że masz przyjaciół takich jak Heidi, którzy Cię mocno kochają i zrobią dla Ciebie wszystko. Dasz radę, bo jak nie ty, to kto?
    Całuję najmocniej,
    Skwarek ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  9. szczerze, to nie spodziewałam się TAKIEGO początku.ale cóż, opieka nad dzieckiem w takim wieku, po wpadce... bardzo trudne zadanie. Świetnie to pokaujesz, jak wyglądają realia! aż chce się cztać *.*
    Tak troch mi smutno przez to, ale liczę, że wszystko się im jeszcze ułoży :)

    @ohmyhojbjerg

    OdpowiedzUsuń
  10. Czułam, że Carina będzie miała coś a la depresja poporodowa. Ale na pewno z tego wyjdzie, Andi jej pomoże♥
    A tak w ogóle, to masz takie coś, hmm, jakby to.. zaczęłam czytać ten rozdział i nie mogłam się oderwać, mimo że z fb i twittera przychodziły powiadomienia. Gratuluję ;)
    Pozdrawiam, @echteliiebe ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. A dlaczego nikt nie poinformował mnie o rozdziale? :P
    Jest świetny! Cieszę się, że nie ma sielanki, bo to mogłoby być nudne. Czekam na kolejny! I na więcej Andiego! ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Czułam, że nie będzie dobrze od samego początku. Wszystko to, co piszesz pokazuje, że początki macierzyństwa nie są takie jak nam się wydaje, oczywiście są wyjątki, jednak jest wiele takich matek, które sobie nie radzą, jednak wychodzą z tego i mam nadzieję, że Carina z tego wyjdzie, musi dla Andiego, dla swojej rodziny.
    czekam na następny i życzę Wesołych Świąt! :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo dobrze zrobiłaś ;) Sielanka jest nudna, zbyt monotonna. Tym bardziej, że zmiany zawsze wychodzą na dobre. Wesołych Świąt Domcia i dużo uśmiechu!

    OdpowiedzUsuń
  14. Jejku, piękny rozdział. Jestem ciekawa, jak dalej będzie sobie radziła jako matka. Do kolejnego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
  15. Przekaz jest! Świetnie się zapowiada. Carina to ktoś, kto żyje w swoim świecie, chce uciec od codzienności. Naprawdę podziwiam Cię, że udało Ci się ukształtować tak nietuzinkową postać.
    Czego się spodziewałam? Przyznam szczerze, że czegoś bardziej delikatnego, ale to, co zaproponowałaś na samym początku tej historii sprawiło, że kolejnych rozdziałów będę wyczekiwała z wypiekami na twarzy. O to chodzi! Genialne te krótkie, lakoniczne refleksje.
    Carina ma wspaniałą przyjaciółkę, któż by przypuszczał, że rozgadana Heidi okaże się duszą-człowiekiem. To jeszcze wyraźniej pokazuje nam, że nie należy oceniać po pozorach.
    Reasumując, jestem jak najbardziej ukontentowana z powyższego rozdziału i oczekuję w najbliższym czasie kolejnego.
    Pozdrawiam serdecznie xx /@JeniKovV

    OdpowiedzUsuń
  16. Boziu, Boziu, Boziu !! Kocham twoje opowiadania, kocham to jak piszesz i w ogóle kocham ciebie. ;-* ;-*
    Strasznie podoba mi się to jak opisujesz emocje bohaterów, a zwłaszcza Cariny. *_* Przemówiła też do mnie kwestia Heidi:
    "- Nie każda miłość przejawia się nieustannym pobytem tuż obok. Nie każda ma w sobie dużo uśmiechu czy radości. Ona niesie łzy. Te szczęścia, ale i bezsilności. Obie doskonale wiemy, że dasz sobie z tym radę. Przezwyciężysz niemoc. Nikt nie obiecuje Ci, że to przyjdzie jutro czy za tydzień. Ale Carina, Ty kochasz małego. On jest dla Ciebie wszystkim, chociaż nie umiesz tego pojąć. Andreas, ja, Marinus pomożemy Ci uwierzyć, że taka jest prawda. Ale daj sobie czas."
    Z niecierpliwością czekam na next, a w między czasie zapraszam do siebie na http://michi-und-suzzy-story.blogspot.com/ ;-) Na razie są tylko bohaterowie, ale niedługo pojawi się prolog. ;-)
    Pozdrawiam serdecznie i weny kochana. ;-*

    OdpowiedzUsuń
  17. Piękny! Może nie do końca szczęśliwy, ale jak to jest w tytule takie złe początki dążą do dobrego :) Zdziwiłaś mnie trochę postawą Cariny względem małego, ale wiem że jeszcze nas zaskoczysz :P
    Andi taki cudowny tatuś <3
    Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
  18. Dzień dobry, Nika! Wita Cię Tusia razem z siostrzyczką. ♥
    http://data3.whicdn.com/images/153299913/large.jpg Spieszymy z życzeniami, Nika, bo tego nigdy za wiele! Wesołych, udanych i ciepłych Świąt! ♥

    A teraz do rzeczy. To znaczy - do opowiadania.
    Nie powiem, czekałyśmy bardzo na drugą część historii Cariny i Andiego. Kinia pytała mnie co jakiś czas, czy coś planujesz - i wreszcie zasiadłam z nią przy laptopie w świetle lampek, by móc przeczytać prolog oraz rozdział pierwszy.
    Cisza między nami po przeczytaniu chyba mówiła jasno sama za siebie.
    Kinia mówi mi, że jest zmartwiona postawą Cariny. Pragnie całym serduszkiem, aby Cari pokochała Bastianka i wyszła z kryzysu. Co, Nika? Da się zrobić?
    Ach, przekazuje Ci jeszcze, że trafiłaś do niej idealnie tym norweskim miastem i kocha Cię jeszcze bardziej, bo jest ono dla niej bliskie (ze względu na jej ukochaną sagę książek). :')

    Teraz ja.
    Cóż, Nika, najbardziej smuci mnie jeden fakt - to, że mówisz cały czas, iż Carina jest tak bardzo podobna do Ciebie. Wiem, co chcesz tym przekazać. W Tobie też siedzi taki smutek, niemoc, zmęczenie. Wiesz co, kopnij je w tyłek. Wszystkie po kolei, dobra? Niech wiedzą, gdzie ich miejsce, bo na pewno nie w Twojej głowie.
    Ale cóż, miałam mówić o opowiadaniu, więc już wracam na odpowiednie tory.
    "Emocjami można namalować wiele przekazów. Ale czy mnie się to udaje?" Przybywam z odpowiedzą: tak, udaje Ci się. Malujesz słowami odzianymi w emocje, wręcz nimi ociekającymi. A jeśli nie wierzysz tylko mi, to poczytaj raz jeszcze komentarze od wszystkich innych ludzi.
    Jesteś Czarodziejką, Nika, a ja Ci gratuluję. ♥

    Dobra, zmierzając ku końcowi, mam nadzieję, że Carina odnajdzie szczęście. Ma je nie tylko w malutkim ciałku swojego synka, ale i mocnych ramionach Andreasa i och, oby była jedną z tych, którzy otwierają nagle oczy szeroko - choć zawsze myśleli, że już mają je otwarte - i widzą, jak wiele mają i jak cudowne jest to wszystko.

    Czekamy na dalszy ciąg, wiesz o tym.
    Cieplutkie pozdrowienia w grudniowy wieczór ode mnie i Kini,
    Moire ♥

    OdpowiedzUsuń
  19. Świetny rozdział! Opowiadanie ciekawie się zapowiada! Czekam na kolejny rozdział, bo jestem ciekawa dalszych losów bohaterów. Weny życzę i pozdrawiam ♥ - @xkaarolciax.

    OdpowiedzUsuń
  20. Proszę o gorącą owację dla mojej pamięci, która jednak przypomniała sobie, że nie przeczytała. Doszłam do tego wniosku podczas TCS, a raczej oczekiwania na TCS.

    Zbieram się i zbieram, i nie mogę sensownie zebrać myśli. Ale postaram się i do tego zmierzam. Szczerze ta mała sprzeczka między Andim i Cariną nieco mnie zasmuciła, bo ja to właśnie odbieram w kategoriach "sprzeczka".
    Naprawdę, nie sądziłam, że Carina nie będzie w stanie odnaleźć się jako matka. Chociaż coś tak czułam, że sielanki to z tego nie będzie, ale nie myślałam, nie będzie czuła powołania do bycia matką.
    Heidi na posterunku widzę. Akcję rozegrała dosyć filmowo, ale to cudnie.
    Rozdział jak zwykle prześwietny i to filozoficzne podejście, ja też chcę tak pisać, no bez kitu.
    Trochę się zasmuciłam tym, że się utożsamiasz z Cariną. Ale jesteś przez to bardziej wiarygodnym pisarzem, może tak to ujmę.

    Czekam na kolejne rozdziały, pozdrawiam @luuvmysahineq

    OdpowiedzUsuń
  21. ojeju *-* świetny rozdział . całe opowiadanie jest super. nie jestem specjalistką ,nie znam się więc napiszę po prostu ,że bardzo mi się podoba ❤ czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością ❤ // @Love_My_Life_1

    OdpowiedzUsuń
  22. Ja nie będę słodziła, co to, to nie, ja nie z tych ludzi :D
    Carina to nie Ty, tylko ja... może zabrzmi to dziwnie, ale ja nie wierzę w żadne depresje poporodowe. Z całym szacunkiem, ale albo matka kocha swoje dziecko, albo nie. Oczywiście straciłam nadzieję, że Carina swoje dziecko znienawidzi w późniejszym czasie, a to dlatego że mam do czynienia z Tobą. To wyklucza znęcanie się nad dziećmi.
    Widać, że ma opory i zachowuje się jak nastolatka, a Andreas przynajmniej okazał się mężczyzną, za co wielki plus dla niego. Nie widzę dla niej usprawiedliwienia, bo młody wiek. Andy też nie należy do staruchów, a się zajmuje małym i musi tę Carinę cały czas stawiać do pionu.
    Mam piętnastoletnią, nie, nie masz przywidzeń, piętnastoletnią przyjaciółkę, która dwa miesiące temu urodziła dziecko - córeczkę Lilianę. I mimo młodego wieku ona nie ma takich problemów, jak dziewiętnastoletnia Carina. Widuję się z Olą dość często i uwierz, że ona nie wysługuje się swoją mamą. Nauczyła się przebierać dziecko, kąpać je, usypiać i w ogóle wszystko. Tego nauczyła ją mama, ale teraz robi to samodzielnie na zmianę ze swoim chłopakiem, który ma siedemnaście lat. I tutaj nie ma żadnej nienawiści, czy depresji poporodowych. Wiele się dziewczyna wycierpiała, ale nie narzeka na płacz Liliany i nie waha się, żeby ją wziąć na ręce - paranoja totalna u tej Cariny.
    JESTEŚ ZŁĄ MATKĄ - odpowiem za Twoją przyjaciółkę, Carino i nie cofnę słowa. Piętnastolatka lepiej sobie od Ciebie radzi, a Twój facet to żywe srebro, bo odnoszę wrażenie, że Wellinger ma teraz na wychowaniu dwójkę dzieci – Bastiana i Ciebie. Ogarnij się w końcu, bo to wstyd. Nie mam pojęcia, czy w regionie Polski, w którym mieszkam, jest jakaś inna mentalność, ale tutaj NORMĄ jest posiadanie potomstwa w tym wieku. Chodziłam do gimnazjum, połączonego z technikum... w klasie maturalnej było wiele ciężarnych kobiet i wcale nie musiały być to wpadki. Nie mam pojęcia, czy u mnie mieszka jakaś inna młodzież, ale tutaj CHCE się mieć rodzinę w tak młodym wieku i ludzie normalnie śluby biorą.
    Żeby nie było, iż posługuję się przykładami jedynie ze szkolnego środowiska. Moja siostra urodziła w wieku 24 lat. Normalnie? Nie do końca. W środowisku swoich koleżanek ze szkolnej ławy została uznana za starą dupę... większość jej przyjaciółek w wieku 24 lat posiadała już dziecko (nawet dwójkę) + męża. Kobiety są dojrzała i odpowiedzialne, tak samo mężczyźni.
    Także nie wiem o co ta cała panika. Carina ma 19 lat – to idealny wiek na dziecko i niech mi nie mówi, że jest zbyt młoda, bo to śmieszne. Zarówno dla mnie jak i dla ludzi których znam, dla matek, które znam.
    Dlaczego Carina jest taka jak ja? Widać jak bardzo chce się dzieckiem zajmować... tragedia. Ja też zatykałabym uszy, mnie też nie chciałoby się wstać, ja też wahałabym się wziąć na ręce, też nie chciałabym karmić piersią. Dlaczego? Bo ja się nie nadaję na matkę! I jak jeszcze u mnie można to zrozumieć, tak u niej już nie.
    Dziękuję za uwagę, dorośnij dzieciaku i bądź dorosłą kobietą, bo osiemnastka już była.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Depresja poporodowa nie ma nic wspólnego z wiekiem kobiety. Każda z kobiet, które urodzą dziecko, może mieć ten problem. Depresja jest CHOROBĄ. Nawet poporodowa. Cieszę się, że Twoja przyjaciółka w tym wieku świetnie radzi sobie z macierzyństwem, ale kiedy kobieta zmaga się z depresją, to samo patrzenie na dziecko może być dla niej bólem.
      Jeśli chodzi o zachodzenie w ciążę w młodym wieku. W moim regionie jest co raz więcej "młodych rodziców", ale jednak wciąż nie jest to uważane za "normę społeczną". Świat zmierza w takim kierunku, że zostanie matką w wieku 24 jest czymś niebywałym, ponieważ kobiety rodzą dzieci dużo później. Mój region też niestety w tym kierunku zmierza. Więc nie rozumiem kompletnie stwierdzenia, że rodząc dziecko w tym wieku, rodzi się dosyć późno. Ale może to rzeczywiście zależy do regionu. Nieważne.
      Ważne jest to, że będę bronić Cariny całym sercem, ponieważ to nie jest w żadnym wypadku jej wina, że musi mierzyć się z tą chorobą.

      Usuń
  23. Zapraszam serdecznie na nowe opowiadanie, ze skoczkami Niemieckimi w roli głównej! :) Prolog już się pojawił:
    http://never---give-up.blogspot.com/

    Oczywiście czytam i czekam, lecz nie mam pojęcia czemu nie ma mojego komentarza, bo pisałam... :/ Wybacz, że się nie rozpiszę, ale powiem tylko jedno: słowa Welliego "Przepraszam, że jadę tam aby utrzymać rodzinę" mną wstrząsnęły. Naprawdę... Tak życiowo piszesz, że nie mogę się doczekać nexta! ♥ Szczęśliwego Nowego Roku :*

    OdpowiedzUsuń
  24. Od Godziny 7 rano, powtórzę, 7 rano, hah nawet jak ide do szkoly o tej nie wstaje, ale wracajac. Od 7 rano czytam tego bloga od poerwszej czesci, skonczylam o 8, wiesz mogłyby być takie lektury w szkole, to wtedy by bylo naprawde ciekawie ! Wracajac, przedstawilas skoczka inaczej, i realistycznie, bo niektorzy, rowniez ze mna, przedstawiaja ze jest kochajacym lagodnym chlopakiem, nie.
    Coż napisać wiecej, fantastyczne. Bede na 10000000 pro czytac i czekac na kolejne rozdzialy :*
    Zapaszam takze do mnie, nudziary :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Przeczytałam wczoraj pierwszą serię. Bardzo mi się podobała,że zaczęłam czytać drugą serię i też bardzo mi się podoba. Mam nadzieję, że problemy Cariny to tylko przejściowe i zacznie się cieszyć się z przyjścia na świat Bastiana. Mam też nadzieję że Andi i ją zrozumie oraz nadal będą tworzyć ze sobą związek oparty na miłości. Czekam na więcej i przepraszam jeśli pojawiły się jakieś przejezyczenia ale kom pisany na telefonie.

    OdpowiedzUsuń
  26. Podjęłaś się trudnego tematu Kochana, ale na pewno sobie z tym poradzisz ;) Widać, że Carina zmaga się z depresją poporodową. Wierzę, że przy wsparciu bliskich da sobie radę i w końcu poczuje bezgraniczną miłość do malutkiego Bastiana ;) Dziecko jest największym szczęściem, jakie może posiadać kobieta i wierzę w Carinę, że do tego dojrzy. Może wcześniej, może później, ale jednak. Kocha swojego synka, ale jeszcze nie umie okazać swoich uczuć i emocji. Różnie to bywa, dlatego wcale nie mam zamiaru jej oceniać, bo sama nie mam pojęcia, jakbym zachowała się w takiej sytuacji. Macierzyństwo to wspaniała sprawa, ale trzeba do tego dojrzeć i nauczyć się tym cieszyć ;) Carina ma wsparcie Andiego, Heidi, bliskich... To powinno jej pomóc, także trzymam za nią kciuki. Andreas ma u mnie ogromnego plusa - nie spodziewałam się po nim aż takiego zaangażowania. Oboje są młodzi, wiele przeszli, wycierpieli... Teraz są odpowiedzialni za tę małą istotkę i jak najlepiej muszą się wywiązać z tego zadania ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na jedynkę - http://miales-byc-na-zawsze.blogspot.com/ ;* (moje nowe opowiadanie - daj znać, czy informować ;))
      Nie znalazłam nigdzie zakładki SPAM, więc daję komentarz tutaj ;)

      Usuń
  27. Zapowiada się nieźle, mam wrażenie, że twoje zdolnlści autorskie uległy zmianie ku lepszemu, a co do fabuły - wciągająca. Zajrzę na pewno nie raz:)
    @mispolarny

    OdpowiedzUsuń